O czym (nie) dowiedzą się Polacy
Być może liderom nowej koalicji rządzącej wydawało się, że wyrzucenie nominatów PiS z TVP, Polskiego Radia czy PAP rozwiąże problem z mediami publicznymi. Jeśli tak, byli naiwni albo nie rozumieli, jak działa dziś informacyjny ekosystem. Najpewniej oba te twierdzenia są prawdziwe.
Spór o media publiczne można porównać do sytuacji plemienia, które zamieszkiwało teren dotknięty przez długotrwałą suszę. Jeden szaman powiedział, że deszcz przyjdzie, jeśli ludzie będą się głośno śmiać, drugi, że wręcz przeciwnie – jedynie wtedy, gdy będą głośno płakać. Najpierw wygrał drugi i wszyscy zawodzili pod niebiosa, potem władzę przejęli zwolennicy pierwszego i w krainie rozlegał się głośny śmiech. Ale deszczu dalej nie było. Żaden z szamanów nie rozumiał, że deszcz bierze się z chmur, które powstają nad morzem i o ile utrzymywał się niekorzystny układ meteorologiczny, tak długo było sucho, ale gdy zmieniły się wiatry, ciężkie chmury przypłynęły z zachodu i wreszcie zaczęło padać. Nie dlatego, że ktoś się śmiał czy płakał.
W tej historii oczywiście najważniejszy jest ten trzeci uczestnik wydarzeń, a nie wyznawcy śmiechu czy żałobnicy. Bohaterem jest zachodni wiatr. Spór o media jest efektowny, jak spór zwolenników śmiania się lub załamywania rąk. Budzi on wielkie emocje, ale w dłuższej perspektywie ma mniejsze znaczenie niż zrozumienie, co tak naprawdę rządzi deszczem.
Bo rzeczywiście to, czy na Woronicza zasiada Jacek Kurski albo inny kurskopodobny nominat Jarosława Kaczyńskiego, czy też w gmachu TVP rządzi osoba powołana przez rząd Donalda Tuska, a ściślej przez ministra kultury (który formalnie sprawuje nadzór właścicielski...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta