Święta Śmierć powraca niczym refren
W Meksyku czaszki i szkieleciki występują dosłownie wszędzie i w zdecydowanej większości przypadków wcale nie wyglądają strasznie, tylko raczej sympatycznie. Śmierć może być zabawą, czymś słodkim do zjedzenia, fiestą.
Wśród komentatorów zajmujących się Świętą Śmiercią zdarzają się tacy, którzy powątpiewają w istnienie jakiejś poważniejszej genealogii kultu i kojarzą go po prostu z rozkwitającą od lat dziewięćdziesiątych XX wieku meksykańską „narkokulturą” czy też szerzej – modą na gotyk i makabrę w zachodniej kulturze popularnej, całą tą estetyką grozy obejmującą w zasadzie wszystko, od filmów i gier komputerowych po zombistyczne lalki Monster High. Jednak kiedy dona Queta mówi, że praktykowała ów kult od młodości, wcale nie koloryzuje, mamy bowiem niepodważalne dowody na to, że w Meksyku, a nawet konkretnie w dzielnicy Tepito, do Kostuchy modlono się już przynajmniej pod koniec pierwszej połowy XX wieku.
Dowodu takiego dostarcza choćby klasyczna praca amerykańskiego badacza Oscara Lewisa „Dzieci Sancheza”, wydana oryginalnie w 1961 roku. To szeroko znane studium dokumentujące tak zwaną kulturę biedy, prawdziwa lektura obowiązkowa dla każdego antropologa. Jedna z bohaterek i rozmówczyń autora mówi mu, że kiedy pojawiły się problemy z niewiernym mężem, siostra poradziła jej, by „się modliła do Santa Muerte przez dziewięć nocy w samą północ”. Brak tu jakiegokolwiek komentarza czy rozwinięcia, ale kontekst jest jasny: Święta Śmierć jawi się jako religijna instancja pomocna przede wszystkim w sprawach sercowych.
Spór o pochodzenie i rodowód Santa Muerte pozostaje...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)

