Zmiana akcentów w aborcyjnym sporze
Wkraczamy w czasy podważania kolejnych tabu. Czy więc w debacie publicznej pojawi się też kwestia dopuszczalności tzw. aborcji postnatalnej?
Niechętnie wypowiadam się na tematy związane z polityczno-prawnym wymiarem zjawiska aborcji. Instynktownie jestem za życiem. Ale rozumiem, że próba przeciwdziałania usuwaniu ciąży przez państwo może być odbierana jako opresyjna inwazja w życie kobiety. Z drugiej strony, czy rozwijający się w jej organizmie nowy byt jest jej bezwzględną własnością? Czy wystarczy żonglowanie terminologią – „płód” zamiast „dziecko” – żeby akceptować likwidację tego, co tam powstaje?
To drugie przeświadczenie było we mnie zawsze silniejsze, wszelako uznawałem po trosze rozmaite etyczne szantaże. „Nie jesteś kobietą, nie masz prawa się wypowiadać”. Albo: „to nie twój problem, nie wiesz, jak byś zdecydował, gdybyś sam był rodzicem stojącym wobec różnych dylematów”, „czy sam wziąłbyś do domu chore dziecko, zaopiekował się nim?”. Jeśli teraz zabieram głos, to z dwóch powodów.
Ciąża, polityka i prawo
Historia aborcji dokonanej w szpitalu w Oleśnicy stała się mocno polityczna. Tak mocno, że w mediach społecznościowych krąży spiskowa teoria: wrzucono w kampanię przed majowymi wyborami prezydenckimi zdarzenie sprzed kilku miesięcy, żeby zaszkodzić prawicy (zaczęło się od reportażu zaangażowanej w tę tematykę, ale i w kampanię „Gazety Wyborczej”). Bo aborcja szkodzi jej zawsze. Tyle że wymowa tej historii jest taka, iż tym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
