Liberałowie starzy i młodzi
Może dobrze być „starym liberałem”? A jeszcze lepiej dać „staremu liberalizmowi” jakiś impuls do odrodzenia? Może to nawet słuszna misja?
Mój redakcyjny kolega nazwał mnie, na szczęście w prywatnej rozmowie, „starym liberałem”. Przez chwilę poczułem się słabo, a nawet żachnąłem się, bo bywają, także w kręgu „Rzepy”, nieco starsi ode mnie. Ale jeszcze mocniej poczułem ukłucie atrybutem „starego liberała”. Mojemu rozmówcy musiało przecież chodzić o to, że „mój” liberalizm jest anachroniczny, nienowoczesny, przestarzały i w ogóle nie na miejscu, jak mocno znoszony kremplinowy garnitur z lat 70. Czyżby liberalizm aż tak się zmienił – pomyślałem – że to, co było ozdrowieńczym dla Polski przesłaniem wolnościowym jeszcze trzy dekady temu, dziś pachnie naftaliną? Swoją drogą, kto z młodych wie, co to naftalina? I kto pamięta legendarnego niegdyś Artura Sandauera, który właśnie o zmierzchu dawnego pojmowania wolności napisał słynny esej „Śmierć liberała”. Tyle że wtedy chodziło o coś zupełnie innego. O bezradność inteligenta w konfrontacji z wojującym i coraz bardziej historycznie zwycięskim...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)