Herbateizm
Źle zaparzona herbata obraża zmysły. Podnoszenie i opuszczanie torebki herbaty w letniej wodzie – tak, jakbyśmy łowili jakiś smak – ignoruje rozległą historię tego napoju.
Przez dziesiątki lat z namaszczeniem podchodziłam do picia herbaty. Zwracałam uwagę na to, skąd pochodzi woda i czy ma właściwą temperaturę. Dawałam czasami mniej, czasami więcej liści. Eksperymentowałam z czasem parzenia, z używanymi utensyliami, szukałam najlepszego sposobu na odcedzenie wilgotnej grudki, gdy minutnik zaczyna brzęczeć. Ten ceremoniał był istotną częścią finalnej przyjemności. Uznałam, że jako herbaciara powinnam ćwiczyć jego kolejne kroki i zawsze starać się robić wszystko lepiej niż dzień wcześniej. Herbata zasługiwała na to, bym nie ustawała w dążeniu do perfekcji.
Kochałam mój codzienny rytuał, często jednak nachodziła mnie niespokojna myśl: czy powinnam robić tyle ceregieli z powodu czegoś tak trywialnego? Przygotowanie filiżanki herbaty nie było ratowaniem świata i nie miało na nic wpływu, a jedynie dawało mi każdego ranka krótką chwilę szczęścia.
Filozofia herbaty
Kiedy jednak czytam „Księgę herbaty” Kakuzō Okakury, przekonuję się, że wzgląd na piękno – pachnących puszek z herbatą, delikatnych filiżanek – wcale nie dowodzi przesadnego skupiania się tylko na tym, co powierzchowne. Książka Okakury, opublikowana po raz pierwszy w 1906 roku, informuje nas, że „herbata była początkowo lekiem a dopiero potem przerodziła się w napój. W VIII wieku w Chinach jako jedna z towarzyskich rozrywek...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)

