Moja nisza
Droga Józefy Hennelowej
Moja nisza
EWA BERBERYUSZ
Gdy "Solidarność" wybuchła w roku 1980, jak wielu kolegów, urywałam się do Gdańska, żeby śledzić to, co się tam działo. Pisałam z tego sprawozdania, które mój ówczesny naczelny ztygodnika "Kultura", Dominik Horodyński, zabierał ikładł do szuflady. Przesyłałam je wówczas do "Tygodnika Powszechnego", gdzie ukazywały się, oczywiście, okrojone przez cenzurę. Raz, Horodyński złapał mnie na schodach i powiedział: -- Jeszcze jeden tekst w "Tygodniku", a wyrzucam panią.
Niech wyrzuca! Przeminął czas, kiedy człowiek się bał. Groźba ta zbiegła się przypadkowo z telefonem od Krzysztofa Kozłowskiego, zastępcy naczelnego "Tygodnika Powszechnego", którego znałam przelotnie. Zapraszał mnie do Krakowa na biznes-lunch (tak się już wtedy wyraził) z Jerzym Turowiczem. Zasiedliśmy u Wierzynka, który wtedy nie był, jak dziś, odpicowaną po społemowsku knajpą, ale najelegantszą krakowską restauracją. Propozycja padła przy zakąskach: etat (maleńki, jak chyba wszystkie w"Tygodniku") na ściśle określoną robotę -- reportaż i wywiady. Umarłam z radości.
Nie wiem, co we mnie widzieli. Może spodobały się moje reportaże o ludziach poranionych? Zawsze chodziło ojednostki (żadnych uogólnień! ). Na słowo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta