Moje przygody prze
Oraliśmy nocami, a po pracy stawaliśmy w centrum miasta z towarem na parkowej ławce i sprzedawaliśmy
Moje przygody prze
JERZY ZIELE-
NIEWICZ
To, co było po II wojnie światowej, trudno nazwać inicjatywą prywatną. Był to raczej koszmar połączony ze strachem, niepewna każda godzina i świadomość, że się jest wrzodem na zdrowym ciele społeczeństwa.
Lata dziecinne pamiętam dobrze. Ojciec prowadził zakład krawiecki w centrum dużego miasta. Zatrudniał dwóch czeladników i dwóch uczniów. Pracy miał dużo. Wszystko w jednym pomieszczeniu o powierzchni 15 mkw. Czeladnicy do pracy dojeżdżali, a uczniowie spali wwarsztacie na stole krawieckim. Był jeszcze sklep -- zprodukcją własną i innych krawców, gdyż pracownia o jca była nastawiona na krawiectwo miarowe, ciężkie. Fabryk z konfekcją wtedy jeszcze nie było.
W pokoju stołowym stało duże lustro oświetlone żarówkami -- do przymiarek z klientami. Podczas miary nam dzieciom nie wolno było wchodzić iprzeszkadzać.
Klienci byli różni. Biedniejsi i bogatsi, mniej i bardziej wymagający. Po okupacji niemieckiej w domu zostało parę srebrnych monet, dwu i pięciomarkowych; przy naszych złotówkach sprawiały wrażenie solidnych pieniędzy. Wiedziałem, że są schowane w szufladzie pod lustrem. Pewnego razu, przechodząc przez pokój, w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)