Na ryby...
Gdybym był liderem partii, mającej w rządzie dwóch-trzech ministrów i kilkunastu wysokich urzędników państwowych (że nie wspomnę już o setkach w samorządach, radach nadzorczych etc.), i dowiedział się z sondaży opinii publicznej, że w najbliższych wyborach zagłosuje na mnie 1 (słownie: jeden) procent elektoratu, to albo popełniłbym samobójstwo, albo zrezygnowałbym na zawsze z uprawiania polityki.
Zaszyłbym się pewnie gdzieś na odludziu, by oddać się łowieniu ryb lub zbieraniu grzybów - i zastanawianiu się, jakim cudem w poprzednim wcieleniu udało mi się osiągnąć aż tak wiele. Być może - między jednym a drugim braniem szczupaka - pisałbym na ten temat pamiętniki.
Zakończyłbym je puentą, że największym rozczarowaniem w moim życiu okazała się demokracja. Nigdy bym nie wpadł na to, że po prostu nie nadawałem się do tej roboty. Maciej Łukasiewicz