Kadra z importu
Kadra z importu
Uczelnie państwowe nie zawsze przychylnym okiem patrzą na wieloetatowość w szkolnictwie wyższym. Na zdjęciu: Uniwersytet Warszawski
FOT. JAKUB OSTAŁOWSKI
EUGENIUSZ RUŚKOWSKI
Żadna z prywatnych uczelni nie miała jeszcze szansy wykształcić własnej kadry. Na to trzeba trzydziestu lat i pomocy drugoetatowców.
Przy kilkusetprocentowym wzroście liczby uczelni i studentów w latach transformacji przyrost kadry nauczycieli akademickich ze stopniem i tytułem naukowym był zaledwie kilkudziesięcioprocentowy. Na tak chłonnym rynku doktorzy i profesorowie z poszukiwanych specjalności mogli pracować na dwóch, a nawet trzech etatach. Tak zrodził się problem wieloetatowości w szkolnictwie wyższym, z jego negatywnymi i pozytywnymi konsekwencjami. Jest to zjawisko zupełnie różne od kojarzonego z nim dorabiania przez emerytów i rencistów czy też pracy radcy prawnego "na pięciu połówkach". Profesor nikomu bowiem nie odbiera pracy, gdyż nie może go z reguły zastąpić asystent, bezrobotny absolwent czy nawet polityk.
Bez emocji i uogólnień
Nie ma niestety ogólnopolskich, obiektywnych danych na temat skali i struktury zjawiska wieloetatowości w szkolnictwie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta