Z ukosa
SMECZ
Polska była wolna, ale nasza wolność już się psuła. To było widać, to było czuć. Obudziłem się o trzeciej w nocy w przykrym przekonaniu, że ktoś pochyla się nade mną. Zapaliłem światło. Nie było nikogo. Nad łóżkiem wisiał obraz mego kolegi malarza przedstawiający krokodyla, który siedzi na krześle. Tam gdzie Nil wpada w brązową ramę obrazu, coś się poruszało. Wstałem, by ujrzeć kilka małych żuczków, szły jeden za drugim. Zaniepokoiła mnie ich karność, były bliźniaczo do siebie podobne. Zebrałem je na dłoń i wrzuciłem do sedesu. Poczułem wyrzuty sumienia, że morduję poczciwe owady. Spuściłem wodę i ogarnął mnie niepokój, skojarzyłem ich obecność ze śladami, które rankiem wynosiła z łóżka moja ówczesna przyjaciółka, jakby wampir dobierał się do jej młodej krwi. Ja nie miałem znaków ukąszeń. Zajrzałem za ramę obrazu i znalazłem jeszcze kilka owadów. Jednego zachowałem przy życiu i począłem wertować encyklopedię. Otworzyłem na haśle "pluskwa". Wiedziałem coś o pluskwach od ludzi, którzy przeżyli wojnę, i od Astolphe de Custine z jego podróży po dziewiętnastowiecznej Rosji.
I nagle - tak, wypełniło się! Rysunek na grzbiecie encyklopedycznej pluskwy zgadzał się z grzbietem żywej. Zostałem zaatakowany przez wampiry. Tej nocy nie zmrużyłem oka. Zdjąłem wszystkie obrazy, odwróciłem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta