Dziennikarz w cudzej roli
Nie dziwi mnie, gdy prominentni przedstawiciele mojego zawodu przyznają, iż dopiero akcja Bronisława Wildsteina uświadomiła im ich prawo do wglądu w większość teczek Instytutu Pamięci Narodowej. Nie dziwi mnie, bo sam kilka miesięcy temu ze zdziwieniem słuchałem jednej z czołowych dziennikarek "Gazety Wyborczej", która opowiadała, z jaką łatwością dostaje do pracy nad książką teczki znanych, już nieżyjących Polaków.
W sensie poznawczym akcję Wildsteina można więc uznać za udaną. Z punktu widzenia standardów dziennikarstwa wygląda ona dużo gorzej.
Wildstein nie był niezależnym freelancerem, tylko etatowym pracownikiem "Rzeczpospolitej". A to oznacza, że gdy krytykowano jego teksty, mógł być pewien, że redakcja stanie za nim murem, jako za swoim publicystą. Zapomniał tylko, że ta lojalność obowiązuje obie strony.
"Robiłem to jako Bronisław Wildstein, a nie jako "Rzeczpospolita". Czy ja mam informować redakcję, z kim i o czym rozmawiam albo o czym się dowiedziałem? Tak daleko moja...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta