Mzungu u źródeł Nilu
Hey, mzungu, look here - młody chłopak stara się wepchnąć przez okno minibusu plastikową miskę pełną butelek z napojami i ciastkami. Po nim nadciągają kolejni sprzedawcy. Z gazetami, jajkami na twardo, koralikami, świecącymi spinkami do włosów. Z mzungu, czyli białego, zawsze można wydusić jakiś grosz.
Dla podróżujących od strony Kenii Uganda zazwyczaj zaczyna się na przejściu granicznym w Malabie. Jaskrawo wymalowane sklepy i warsztaty, kantor. Na środku drogi snują się psy i kozy. Czasem, wzniecając tumany kurzu, przejedzie samochód. Nieco dalej postój matatu - białych mikrobusów, którymi można dotrzeć do każdej miejscowości w kraju.
Podróżni upychają w bagażniku kiście bananów, kanistry z wodą, torby i paczki. Ciągle coś wypada. Klapa się nie domyka, ktoś obwiązuje ją więc grubym sznurem. Przy każdym pojeździe stoi konduktor sprzedający bilety i wykrzykujący nazwę miejscowości, do której odjedzie samochód. Gdy wszystko jest gotowe, staje na progu drzwi i dwa razy uderza w dach - to sygnał dla kierowcy, że może ruszać.
Nasz wóz kieruje się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta