Parnas obrażalskich
Powiem wprost: w kwestii wolności sztuki jestem ekstremistą. Gdy dostaję do podpisu list protestujący przeciw zamachom na nią, podpisuję go niemal w ciemno. Nie zastanawiam się, czy zgadzam się z wymową dzieła, którego bronię. Godzę się też z sytuacją, że wcale to może nie być dzieło wybitne, a wręcz przeciwnie - akt artystyczny graniczący z głupawym wybrykiem. Tej granicy nie da się wobec współczesnej sztuki ostro wytyczyć i na wszelki wypadek wolę bronić, dla zasady.
Drugą stroną mego ekstremizmu jest pewna forma psychicznego kalectwa. O ile zwykle staram się wczuć w sposób myślenia inny od mojego własnego, tu zawodzą mnie zdolności empatyczne. Nie przypominam sobie, bym w ciągu kilkudziesięciu lat obcowania ze sztuką doznał poczucia obrazy moralnej (choć odrazę - owszem). Z dziełami, których z rozmaitych względów nie akceptuję, nie muszę obcować - i na tym koniec. Dlatego, gdy słyszę, że jakiś obraz czy spektakl "obraża uczucia", tak naprawdę nie rozumiem do końca, co obrażeni chcą przez to powiedzieć. I nie potrafię im współczuć.
Ostatnio przez Polskę (a przynajmniej - Warszawę) przetoczyły się dwie debaty związane z kwestią swobód artystycznych. Dla pierwszej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta