Bij, zabij pod Kłuszynem
"To jedno przypomnę, do wierzenia niepodobno, że drugim rotom się trafiło razów osiem albo dziesięć przyjść do sprawy i potykać się z nieprzyjacielem" - wspominał uczestnik bitwy. Jak w automacie: szarża - starcie - bij, zabij - powrót na pozycje - głęboki oddech - łyk wody - kopia lub koncerz w dłoń - i z powrotem. Żółkiewski mógł tylko czekać. Dyrygowanie pułkami i chorągwiami spadło na dowódców, którzy osobiście prowadzili jazdę do ataku. A tam, w ścisku bitewnym - pchnięcia, gardy i sygnały do odwrotu.
Niestety, mordercze zmagania zaczęły się przedłużać, bowiem wróg - niczym wańka-wstańka - po kolejnych ciosach zwierał szeregi. Polskie szeregi topniały, kopie husarskie poszły w drzazgi, pozostały tylko szable w garści. Słabł impet kolejnych szarż. Nawet Żółkiewski zaczął tracić nadzieję: "Hetman, bacząc z góry, że nasi jak w otchłań piekielną wpadłszy, długo w pośrodku ich się okrywając,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta