Jak granit
Miasto przygotowało się, jak mogło. Było czysto, kolorowo, drogo i głośno.
Ktoś, kto po raz pierwszy tu zawita, musi odczuć nastrój nieuprzejmości, niczym niepokonanej arogancji, chropawej zapobiegliwości, wynikających nie tyle z braku, co z nadmiaru. Z nieujarzmionej skłonności do tandety, złego smaku, nuworyszowskiego sznytu branych za najlepszą monetę.
Nic i nikt nie jest tutaj sobą. Miejscowi mawiają: patrzcie, jak staramy się o was, ile udało nam się zrobić, co musieliśmy pokonać.
Przyjezdni odpowiadają: zaświadczamy to przecież własną obecnością.
I nie brakuje jej. Obecność jest powszechna.
Ludzi już opalonych, zdrowych, ładnych, na ogół młodych, skomunikowanych ze sobą na śmierć i życie przez nieodłączne, burzliwie rozplenione, telefony. Ludzi źle wychowanych, pokrzepiających się co chwila karczemnym śmiechem.
Miasto i jego ludzka substancja są kompatybilne do szpiku kości. Do szpiku kości.
Wszystko, co się w tym nie zawiera, odstaje. Co odstaje, nie jest, ma się rozumieć, wchłonięte. Co niewchłonięte, nie swoje. Taka właśnie jest dziewczyna, którą rzeźbiarz zauważył na świeżo postawionym molo.
Niewchłonięta. Poza tym bez pudła. Długa, szczupła,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta