Jedwab w dłoniach
Gdzieś w połowie lat 70., w czasie wakacyjnego pobytu w Paryżu zostałam zaproszona na pokaz Chanel. Załatwiła mi to ciotka, która na rue Cambon zajmowała się public relations. Po pokazie kolekcji, który wówczas oglądało nie więcej niż 80 osób, a modelek defilowało może z dziesięć (dziś na widowni siedzi 2000 osób, a modelek jest 60), ciocia postanowiła doprowadzić swoją socjalistyczną siostrzenicę przed oblicze mitycznej Coco. Mademoiselle, już wtedy dobrze starsza pani, zajęta była upinaniem na modelce białej sukni. Usta miała pełne szpilek, które wyjmowała tylko po to, żeby zaciągnąć się papierosem dymiącym w popielniczce. Pryszczatą studentkę w obuwiu z WSS i sukience z Hofflandu obrzuciła obojętnym spojrzeniem, przywitała się grzecznie i zdawkowo, po czym wróciła do swojej draperii.
Suknia była z grubej satyny duchesse, jedwabiu do dziś używanego głównie na suknie ślubne. Setki innych próbek, kawałki i bele materiałów leżały rozrzucone w pracowni Mademoiselle. Tweedy, jedwabie, organdyny, muśliny, tafty, żorżety. Dowiedziałam się, że wiele z nich pochodziło ze słynnej szwajcarskiej wytwórni Abraham,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta