Lubię prowincję
Janusz Kijowski: Niemal wszystkim. W Warszawie głównie biegałem na Woronicza, Puławską, na Krakowskie Przedmieście...
Woronicza to TVP?Tak. Puławska - to Agencja Produkcji Filmowej, a Krakowskie Przedmieście - Ministerstwo Kultury. Załatwianie pieniędzy, przekonywanie idiotów, że warto zainwestować w świeże scenariusze i młodych reżyserów. To po prostu mnie umordowało. Od trzech lat nie byłem na Woronicza i dzięki temu wróciłem do zdrowia psychicznego.
Gdyby pan tam nadal chodził, byłby pan chory?Byłem już na skraju szaleństwa. Wydawało mi się, że zaraz kupię sobie bazukę i rozwalę ten cały interes. Z idiotami naprawdę żyje się trudno. To, co zrobiono na przykład z Teatrem Telewizji, to gwałt na kulturze narodowej. A te telenowele to ściganie się z najgorszą komercją.
A olsztyński teatr sam się wyżywi? Też musi pan chyba zbierać pieniądze na jego działalność?Oczywiście, że sam się nie wyżywi. Jesteśmy teatrem współprowadzonym przez ministra kultury i samorząd województwa warmińsko-mazurskiego. Ale mamy w miarę stabilny roczny budżet. Wiem, na co mogę sobie pozwolić.
Gdy wjeżdża pan do...Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta