Nikt nie chce płacić powyżej 8 tys. złotych za metr używanego mieszkania
W biurach nieruchomości pojawiło się trochę klientów. Nie jest ich może tak dużo jak kiedyś o tej samej porze roku, ale z pewnością widać znaczną różnicę w porównaniu z okresem największego zastoju pod koniec ubiegłego roku - mówi Leszek Baranowski, agencja Bracia Strzelczyk
- Nie kończy się już tylko na oglądaniu mieszkań, ale dochodzi także do transakcji. Największym wzięciem cieszą się mniejsze i tańsze mieszkania – większość transakcji dotyczy lokali nie droższych niż 300 – 400 tys. zł. Sądzę, że wynika to – z jednej strony – z braku możliwości otrzymania odpowiednio wysokiego kredytu, a z drugiej – z obawy ludzi przed zainwestowaniem zbyt wielu pieniędzy w cokolwiek, w tym także w nieruchomości. Czasem kredyt pokrywa tylko 40 proc. wartości nieruchomości. Oczywiście wciąż trafiają się klienci, którzy otrzymują kredyt na 100 proc. Ale dochodzi do transakcji, w których całość należności jest w gotówce. Klientów odstraszają jednak zbyt wysokie ceny – nikt nie chce płacić 8 tys. złotych za mkw. używanego mieszkania.
Z racji cen domy nie cieszą się zbyt dużym powodzeniem, chyba że oferta jest niedroga – np. zainteresowanie budzą segmenty w okolicach Piaseczna za 600 – 650 tys. zł, gdyż taka kwota jest do przyjęcia. Prawie nikt nie pyta o działki.