Bali w pogoni za mitem
Są na świecie miejsca ciekawsze i bardziej urokliwe od Bali, ale żadne nie może równać się z nim pod jednym względem – wyspa przesiąknięta jest niepowtarzalną aurą mistycyzmu i tajemnicy. To ostoja hinduizmu na muzułmańskim archipelagu.
Po długiej podróży odpoczywam w kolonialnej atmosferze w Seminyak, indonezyjskiej wersji Miami Beach. Orientalna willa ma klimat tych, które opisywali w swych książkach Joseph Conrad czy Rudyard Kipling. Pod sufitami obracają się skrzydła wentylatorów, łóżka z baldachimem osłaniają moskitiery, a splendoru przestronnym pokojom dodają meble w stylu art déco. Nad basenem w cieniu palm, z serwisem kamerdynerskim i wszelkimi udogodnieniami, zdążyłem już zapomnieć o dziurach powietrznych, które prześladowały mnie podczas godzin niekończącego się lotu, w czasie którego doznałem takich turbulencji, jak jeszcze nigdy dotąd. Nawet stewardesy, zwykle asertywne, tym razem siedziały blade, mocno przypięte pasami.
Pierwszy raz byłem tutaj w 1973 r., wkrótce po otwarciu lotniska. Potem nieraz zatrzymywałem się w drodze do odległej o cztery godziny lotu Papui Zachodniej, a ostatnio dwukrotnie spędzałem wakacje z żoną i synem, pasjonatem surfingu. 45 lat temu przyjeżdżało tu średnio 54 tys. turystów rocznie, w ubiegłym roku ta liczba wyniosła 6 mln.
Seksualna eksplozja
Bali wykreowali Holendrzy i pierwszy prezydent Indonezji, Sukarno, który w latach 50. XX wieku właśnie tutaj, a nie w stolicy kraju – Dżakarcie, przyjmował delegacje rządowe. Prezydent z zadowoleniem pokazywał światu tę oazę spokoju pośród...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta