Kogo chcemy zaprosić
Jeśli nie wydamy pieniędzy na sprowadzenie rodaków, będziemy je musieli przeznaczyć na pomoc dla innych imigrantów, którzy mogą być źródłem konfliktów
Ludmiła, Giennadij, Luba obok swojskiego Józka czy Franka. Podczas rozmowy daje się wyczuć lekki, wschodni akcent. Jeśli rozmówcą jest ktoś starszy, w ustach błyska czasem złoty ząb. Kto to? „Ruski", jak się potocznie mówi? Jakiś Ukrainiec czy Białorusin, który przyjechał, by popracować i wrócić?
Nie, to Polak, „repatriant". Nasz rodak z Kazachstanu, z dalekiej Syberii lub z całkiem nieodległych miast dawnych Kresów Wschodnich, ze Lwowa czy Grodna. Przyjechał, został, wtopił się w polską społeczność. Jeszcze parę lat i wschodni akcent zniknie, a złoty ząb może zostanie zastąpiony przez porcelanowy.
Repatriacja to powrót do ojczyzny. W polskim przypadku to słowo jest często mylące. Nie chodzi bowiem o powrót do kraju osób, które z niego wyjechały. Do Polski przyjeżdżają ci, którzy nigdzie nie wyjeżdżali, ani oni, ani ich rodzice czy dziadkowie. Opuszczają ziemie uznawane przez nich za „swoje" – Ukrainę, Białoruś, Litwę. Inna kategoria repatriantów, przede wszystkim z Kazachstanu, to potomkowie wysiedleńców, ale nie z Polski. Do Kazachstanu deportowano przed II wojną światową Polaków z dzisiejszej centralnej Ukrainy.
Pozostańmy jednak przy „repatriacji" i „repatriantach",...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta