Szaleniec w kinie
„Holy Motors” – tajemnicza opowieść Leosa Caraksa, jednego z najbardziej ekscentrycznych współczesnych reżyserów. Od piątku na ekranach.
– Jeśli człowiek decyduje się istnieć dla kina, to żyje jak na pięknej wyspie z wielkim cmentarzem – powiedział Leos Carax na konferencji prasowej po canneńskim pokazie „Holy Motors".
Uchodził za enfant terrible francuskiego kina. I jak to zwykle bywa z „cudownymi dziećmi", szybko się wypalił.
Rozmowa o kinie, życiu i mizerii istnienia
– Między 20. a 30. rokiem życia zrobiłem trzy filmy, między 30. a 40. – jeden. Między 40. a 50. – żadnego. Nie wygląda to dobrze – sam przyznaje. Dziś ma 52 lata i po 13 latach milczenia pokazuje „Holy Motors".
„Piękny i nieprawdopodobnie dziwny" – pisał po canneńskiej premierze recenzent „IndieWire". „Obłędnie zwariowany" – podsumowywał krytyk „Variety". „Szaleństwo" – dodawał dziennikarz „Hollywood Reporter". Te określenia świadczą o bezradności widzów. Carax prowokuje. Sięga po cytaty z kina (połączenie Godarda i Bunuela – piszą krytycy) i literatury (padają nazwiska od Henry'ego Jamesa do Jamesa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta