Dreszcz to za mało
Przeżyć atak jądrowy, polecieć ruskim myśliwcem, pooddychać radioaktywnym pyłem, dotknąć smoleńskiej brzozy – to coraz częściej kręci polskiego turystę. Czy jutro zechce wdziać pasiak, by spędzić weekend na pryczy w dawnym obozie zagłady?
Przez trzy dni wyprawy do Czarnobyla, w miejsce, gdzie – jak zachęca organizator – „niechlubna historia przeplata się z tajemnicą, a perełka ideologii socjalistycznej z wielką tragedią mieszkańców" – nie da się obejrzeć wszystkich spustoszeń, jakich dokonała w 1986 r. katastrofa elektrowni atomowej. Ale „Czarnobyl Tour" wystarczy, żeby ciało przeszedł zimny dreszcz. Kto chce więcej, może zdecydować się wykupić program poszerzony – np. tzw. „Kijowski City Tour", uwzględniający dodatkowo m.in. „zwiedzanie muzeum – dawniej tajnej bazy rakietowej, którego eksponaty pozwalają na powrót do przeszłości – czasów zimnej wojny i walki zbrojeń między ZSRR i USA".
Autokar, kolacja i nocleg w hostelu – a potem już Czarnobyl i wrażenia jak z filmów s.f. Trzy check-pointy w drodze do „zamkniętej zony" – kontrole dokumentów, a w drodze powrotnej badanie dozymetrem. Realnego zagrożenia promieniowaniem już dawno tu nie ma, ale uwagi, by unikać chodzenia po trawie, bo betonowe chodniki absorbują mniej pyłu – niejednemu potrafią podnieść ciśnienie.
W końcu sedno rajdu – koszmarny krajobraz po katastrofie: tysiące hektarów betonowych konstrukcji poprzerastanych już dziko rosnącą roślinnością, „reaktor śmierci", w końcu Prypeć – miasto, które żyło tyle, ile elektrownia – 16 lat – dziś martwe, bo wysiedlone. – Proszę sobie wyobrazić tę dziwną ciszę,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta