Michnik wali bejsbolem
Zamiast polskiej szkoły szermierki na słowa i myśli neoliberałowie znad Wisły wybierają twarde środki. Jeżeli ktoś się z nimi nie zgadza, może być już tylko faszystą albo stalinowcem. Komuś takiemu trzeba wówczas przyłożyć tak, żeby się nie podniósł – pisze publicysta.
Jednym z najważniejszych czynników decydujących o jakości debaty publicznej i demokracji jest język. Przedstawiciele neoliberalnej „jedynie słusznej linii" bardzo ten język psują, gdyż odbierają słowom ich właściwe znaczenie. Stosują oni bardzo prosty zabieg polegający na oskarżaniu wszystkich tych, którzy mogą zagrozić ich interesom, z prawej strony o faszyzm, a tych z lewej – o komunizm w stalinowskiej, totalitarnej wersji.
To uwalnia neoliberałów od trudnego zadania, jakim byłoby toczenie merytorycznego sporu z przeciwnikami politycznymi. Zamiast polemiki na argumenty, gdzie nie czują się wcale tacy mocni, wystarczy rzucić inwektywę, która jednym ruchem spycha oponenta na daleki margines „cywilizowanej" sceny politycznej. Ta prymitywna demagogia uchodzi im na sucho, gdyż stoją zwykle w obronie wielkich interesów ekonomicznych globalnych korporacji i mogą liczyć na wsparcie korporacyjnych mediów, zwanych także mediami głównego nurtu.
Banalizacja zła
Kiedy w wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel" Adam Michnik porównuje premiera Węgier Viktora Orbána do Adolfa Hitlera, osiąga „jednym strzałem" dwa bardzo ważne dla siebie cele.
Jeśli Orbán jest...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta