Premier bluzga fikcyjnie
Traktując żarty poważnie, łatwo się ośmieszyć. Premier Tusk jest tego bliski, ale jego proces z Jerzym Urbanem o primaaprilisowy dowcip dotyczy ważnej kwestii granic wolności słowa – twierdzi publicysta „Rzeczpospolitej".
Gdyby rzecz działa się w okolicach 1 kwietnia, można by to uznać za żart. Szef rządu pozywa pismo znane z plugawych dowcipów o ochronę dóbr osobistych za to, że zrobiło mu primaaprilisowy dowcip. Jak na standardy „NIE" całkiem niewinny zresztą. W końcu mówimy o tygodniku, który potrafi opublikować porady dla polskich zoofilów, a propos tego, jak skorzystać z dobrodziejstw niemieckiego inwentarza.
Sprawa jest komentowana jako „najśmieszniejszy proces świata", „pierwszy w historii proces o żart primaaprilisowy", „proces, który ośmiesza premiera", „wygłup Donalda Tuska" itd., itp. W środku sezonu ogórkowego staje się wydarzeniem medialnym. A jakby tego było mało, pozwany – człowiek, który odegrał wyjątkowo ponurą rolę w czasie stanu wojennego, szczując przeciwko zamordowanemu przez SB ks. Popiełuszce czy firmując swoją twarzą matactwa w sprawie śmierci Grzegorza Przemyka, krótko mówiąc Jerzy Urban – wychodzi tu na obrońcę wolności słowa. Ciężko uwierzyć, że to nie dowcip. A jednak sprawa sądowa Tusk kontra Urban kilka dni temu naprawdę toczy się przed warszawskim sądem.
Przed 1 kwietnia
Wszystko zaczęło się 29 marca, kiedy „NIE" opublikowało artykuł „Tusk na podsłuchu" zawierający rzekome nagrania z loży rządowej podczas meczu Polska–Ukraina. Wśród...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta