Seks, grzech, pokusa i św. Antoni
Nie to mnie zajmuje i niepokoi, że seksualizm wyniesiono na szczyt piramidy emocjonalnej współczesnego człowieka. Niechże tam sobie siedzi.
Przecież zawsze siedział, choć nie zawsze umieliśmy o tym opowiedzieć. Trzeba było Freuda, Junga i ich następców, by powoli zaczęła zeń opadać kurtyna społecznego tabu, byśmy nauczyli się o nim mówić. Ale przecież i oni, kapłani psychoanalizy, nie byli pierwsi. Nie ma takiego epizodu w rozpoznanej historii gatunku, nie ma takiej epoki, by seksualizm lądował poza marginesem głównego nurtu refleksji o ludzkiej naturze. Nawet wśród gnostyków, którzy widzieli w nim wyłącznie zły dotyk materii, znajdował się w samym centrum świata ich wartości. Wyrzeczenie się miłości fizycznej mieli za cnotę, która prowadzi do świętości. Nie było więc dla nich jedności z Bogiem, wartości najwyższej, bez pełnego zanegowania seksualizmu.
Ale gnoza to przecież nic więcej niż boczny nurt, porzucona ścieżka w opisie ludzkiej duchowości. Prokreacja – a choćby tylko obcowanie płciowe – zawsze znajdywała swoje miejsce między biegunami „natury" i rytuału. Rytuału poświęconego zwykle – trzeba to podkreślić – kultowi płodności. Czy tabuizacja zawsze towarzyszyła seksualności? W większości kultur tak....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta