Stan wojenny jako ostatni akt stalinizmu
W tym roku załamie się pewna świecka tradycja. 13 grudnia nie będzie całonocnego czuwania na warszawskim Mokotowie przed domem generała Jaruzelskiego.
Autor stanu wojennego nie dożył końca swojego procesu. Nie osądzono go za żaden z grzechów, ani za gdański grudzień, ani za zbrodnie popełnione przez egzekutorów jego rozkazów kilkanaście lat później.
Manifestanci zapowiadają, że udadzą się w inną część Mokotowa, gdzie w położonej nieopodal szpitala MSWiA szaro burej willi dożywa swoich lat figura numer dwa tamtych czasów – generał Czesław Kiszczak. Czy będzie podniośle, czy tylko głośno, tego nie wiem, niemniej ważne jest, że ten symboliczny protest nie kończy się ze śmiercią Jaruzelskiego. Bo choć był symbolem tamtych czasów, nie on jeden odpowiada za nierozliczone przestępstwa. Wciąż żyją dziesiątki, setki ludzi którzy stanęli wtedy przeciw narodowi, i póki można należy im przypominać, że Polska pamięta. W sprawie Jaruzelskiego zawsze mnie zastanawiało, w jakim stopniu decyzja o stanie wojennym była z gruntu cyniczną próbą desperackiego ratowania systemu, a w jakim była motywowana zwierzęcym strachem przed Sowietami? W żadne dobre intencje nigdy nie wierzyłem, a historycy dawno obalili tezę, że decyzja generała była jakoby mniejszym złem wobec większego, czyli prawdopodobnej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta