Samotność rewolucjonisty
Franciszek to przywódca bez armii. Czy brak wiernych bojowników papieskiej sprawy nie sprawi, że zostanie ona odesłana na śmietnik historii wraz z jego śmiercią? – zastanawia się publicysta.
Dwa lata pontyfikatu Franciszka pokazują, że Kościół przerodził się w teatr jednego aktora – papieża Bergoglia. Potwierdzają to światowe media, które śledzą każdy krok papieża, nagłaśniają jego wypowiedzi, ogłaszają go – jak „Time" w 2013 – Człowiekiem Roku. Franciszek ma tego świadomość i nie waha się użyć mediów do robienia szumu w zatęchłych murach kościelnych. Działa szybko, jakby przeczuwał, że nie może liczyć na długi pontyfikat ze względu na swój wiek – papież ma już 79 lat, i siły, które są przecież ograniczone. Jeśli więc chce odcisnąć swoje piętno na Kościele – a chce – musi zdjąć białe rękawiczki.
Zwykły duszpasterz
I tak właśnie – zdecydowanie – działa Franciszek. Przywołam tu kilka zmian, które – moim zdaniem – stały się znakiem firmowym tego pontyfikatu. Czy jednak są to zmiany na tyle silne i głębokie, by rzeczywiście doprowadziły do przeorania Kościoła?
Po pierwsze, Bergoglio odarł papiestwo z blichtru. Ta zmiana stylu papieża, który chce być zwykłym duszpasterzem, który dzwoni do swoich wiernych czy odwiedza ubogich w slamsach, podoba się wiernym. Tak rodzi się ludzka twarz papiestwa. „Biskup – powiada Bergoglio – nie może mieć psychiki księcia". A papiestwo, dodajmy, nie może kopiować monarchii.
Po drugie, Franciszek zmienił język nauczania. Nie jest to już, jak u Jana Pawła II, język...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta