Wielkim łobuzem nie jestem
Paweł Fajdek | Mistrz świata w rzucie młotem o bacie trenera Cybulskiego, karach za doping i sportowym egoizmie.
Rzeczpospolita: Poczuł pan, że spychany kiedyś na boczne stadiony rzut młotem ludzie wreszcie docenili?
Paweł Fajdek: Nie mogę narzekać. Kiedy opuszczałem stadion, było to już po finale 100 m z Boltem, zostałem wręcz osaczony. Dwóch Chińczyków złapało mnie za ręce, jeden za nogę. Ten, który trzymał mnie za bark i dłoń, ważył jakieś 160 kilo. To nie były przelewki. Powiedzieli, że jak nie zrobią sobie ze mną zdjęcia, to nie puszczą. Menedżer mnie uratował.
Jak ekipa przyjęła w hotelu mistrza świata?
Wróciłem bardzo późno. Reprezentacja już spała. Ale mamy czas na fetę, wylatujemy do Polski 28 sierpnia. Mam nadzieję, że będziemy się cieszyć z kolejnych medali. Moją rolą jest teraz wsparcie kolegów.
Przejmuje pan rolę przywódcy po Szymonie Ziółkowskim i Tomaszu Majewskim?
Zostałem tak nauczony, że najważniejsza jest reprezentacja. Na każdym poziomie: szkolnym, wojewódzkim, narodowym. Trzeba się trzymać razem, wspierać. Po starcie zakończonym sukcesem trzeba dopingować innych, przekonywać, że zwycięstwo to sprawa realna. Wojtek Nowicki pokazał, że warto walczyć o marzenia, kiedy inni się spalają.
Trener Czesław Cybulski prowadził kariery trójki mistrzów świata. Jak on to robi?
Nie bardzo mogę o tym mówić....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta