Chana nam potrzeba
W całej Kirgizji nie spotkałem człowieka, który by nie narzekał na rozpad Związku Radzieckiego.
Nad ranem w Isfanie przez mgłę przebija się głos muezzina wzywającego do modlitwy. Większość mieszkańców tego miasteczka położonego w samym centrum Azji Środkowej, na skraju Doliny Fergańskiej apel ignoruje. Dla wielu jest jeszcze zbyt wcześnie, by wstawać, zwłaszcza jeśli nie ma wody, a wody nie ma tu często. Tylko bazar powoli budzi się do życia. Obwiązane chustami kobiety znoszą swoje produkty – chleb, warzywa, suszone owoce, miód, kumys, kurut (kulki suszonego sera), mięso.
Obok kobiet z jedzeniem rozkładają się handlarze chińskim plastikowym badziewiem – zegarki, klapki, skarpetki i podrabiane dresy adidasa. Jeśli jest czwartek, na bazar zwożone są także dywany – w kolorach naturalnych (szaro-białe) albo czarno-czerwone. Innych w tym regionie się nie tka. Ich wiązaniem zajmują się młode dziewczyny, które całe dnie spędzają w kucki.
Bazar w Isfanie nie jest duży, przy takich gigantach jak targi w Oszu czy w Biszkeku wygląda wręcz skromnie, ale wystarcza, by zapewnić funkcjonowanie dwudziestokilkutysięcznej populacji miasta.
Nad bazarem jednak góruje meczet. Jest brzydki jak większość meczetów w regionie: szary budynek, pokryty szpetną blachą i nieproporcjonalną kopułą. Przed meczetem wielki portret prezydenta Ałmazbeka Atambajewa z jakimś propagandowym hasłem o gospodarce. Widziałem zdjęcie sprzed kilku lat, na którym zamiast...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta