Kąpiel w wodzie Borżomi
30 lat temu, dziesięć dni po katastrofie w Czarnobylu, rozpoczął się w Kijowie Wyścig Pokoju. Niemal do ostatniej chwili przed startem polscy kolarze upierali się, że nie pojadą.
O tym, że coś walnęło na Ukrainie, dowiedzieliśmy się od Staszka – wspomina były mechanik kolarskiej reprezentacji Polski Jerzy Brodawka.
Staszek to wybitny, zmarły ponad dwa lata temu polski kolarz Stanisław Szozda, a walnięcie na Ukrainie to katastrofa w elektrowni atomowej w Czarnobylu, do której doszło 26 kwietnia 1986 roku. Sytuacja była dość kuriozalna: nasi cykliści trenujący w okolicach Wrocławia otrzymali informację od Amerykanów, u których pracował Szozda i którzy w tym samym miejscu przygotowywali się do sezonu.
– A niby skąd nasi mieliby wiedzieć o Czarnobylu? – mówił Szozda, gdy zadzwoniłem do niego w 25. rocznicę katastrofy. – Media przecież milczały. Jak ktoś słuchał wrogich rozgłośni, to się trochę orientował. Amerykanie dostali wiadomość ze swojej ambasady w Warszawie. Edek Borysewicz (polski trener, twórca sukcesów amerykańskiego kolarstwa – przyp. AF) od razu mi to powiedział, a ja pobiegłem do Ryśka i chłopaków.
Ryszard Szurkowski, najlepszy polski kolarz w historii, był wtedy trenerem kadry. Rok wcześniej jego podopieczni roznieśli rywali na trasie Wyścigu Pokoju. Zwyciężył Lech Piasecki przed Andrzejem Mierzejewskim. W tym samym sezonie Piasecki został mistrzem świata w Giavera del Montello. Trudno o większe sukcesy. Ale w 1986 roku Piaseckiego już nie było w reprezentacji. Władze PRL łaskawie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta