Sport oglądam sam
My, aktorzy, nie emocjonujemy się tak bardzo przy farsie jak przy dramacie. Podobnie jest ze sportowcami. Gdy startują w igrzyskach, adrenaliny i emocji na pewno jest więcej – mówi Jackowi Cieślakowi Jan Englert, aktor, reżyser, dyrektor Teatru Narodowego.
Rz: Z Rio docierają do nas informacje o brudnych pokojach w wiosce olimpijskiej, kradzieżach i bakteriach... Czy pana zdaniem rzeczywiście jest tak źle, czy to raczej media wyolbrzymiają problemy?
Jan Englert: Myślę, że prawda leży pośrodku. Może tam faktycznie nie posprzątano na czas, może zdarzy się jeszcze coś dziwnego. Często dzieje się jednak tak, że u innych widzimy to, co złe i obrzydliwe. A u nas jest przepięknie! Jeśli igrzyska pójdą Polakom dobrze i zdobędą dużo medali – to i olimpiada będzie piękna i wspaniała. A jak nam się nie uda – na pierwszym planie będą bakterie, brak szczepionek, brud i kradzieże.
Które igrzyska były dla pana pierwsze?
Zanim zacząłem igrzyska oglądać, słuchałem relacji radiowych. W „Przeglądzie Sportowym" w 1952 r. przeczytałem o bokserze Zygmuncie Chychle, który zdobył pierwszy dla Polski powojenny złoty medal, wygrywając w Helsinkach finał z reprezentantem ZSSR Siergiejem Szczerbakowem.
Przypomnijmy młodzieży, że Chychła pochodził z Gdańska, w czasie wojny został pozbawiony obywatelstwa gdańskiego i siłą wcielony do Wehrmachtu, skąd uciekł do armii Andersa.
Wtedy jeszcze wszyscy tego nie wiedzieli... Pierwszych relacji radiowych słuchałem w 1956 r. z Melbourne, skąd nadawał Bohdan Tomaszewski. Słuchałem w nocy i nad ranem, a pamiętam do dziś, jak Tomaszewski...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta