Choroba sieroca mediów
To nieprawda, że dziennikarstwo jest wolne i niezależne tylko wtedy, gdy nie interesuje się nim państwo. Pole zostaje wtedy bowiem oddane biznesowym, politycznym i wywiadowczym lobby – twierdzi publicysta.
Państwo zrejterowało z obszaru mediów" – napisał niedawno na łamach „Rzeczpospolitej" Eryk Mistewicz. I jak łatwo było przewidzieć, spłynęła na niego za te słowa fala zgryźliwych komentarzy. Bo przecież kiedy padają hasła: „państwo, media, wsparcie", to wiadomo, że musi chodzić o PiS, media publiczne i generalnie o doraźną politykę. Jak więc można pisać, że państwo nie wspiera mediów, skoro „swoje" wspiera ile sił, oczywiście z wzajemnością (państwo PiS rzecz jasna, bo państwo polskie to było kiedyś, czyli za poprzedniej władzy).
Sytuacja jest typowa. Jakikolwiek temat próbuje się dziś wrzucić do publicznej debaty – obojętnie, czy chodzi o edukację, zdrowie, kulturę czy ekologię, zawsze kończy się na PiS-ie, jak w starej piosence Czerwonych Gitar o malarzu nieszczęśliwym, który choćby nie wiem co malował, zawsze spod pędzla wychodził mu słoń.
Dogmat niezaangażowania
Dekoncentracja mediów to temat poważny, z zaszłościami, kontekstem ekonomicznym, socjologicznym i kulturowym. Zamiast pochylić się nad konsekwencjami całkowitej abdykacji państwa z kontroli nad rynkiem – idei, a nie detergentów – mamy listy do „niemieckich przyjaciół" z przeprosinami za politycznych chuliganów, którzy temat w ogóle podnoszą. Zamiast rekomendacji płynących dla Polski ze studiów porównawczych nad...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta