Leczenie grozi śmiercią
Lekarze chcą zwiększenia nakładów na służbę zdrowia nie dlatego, że troszczą się wyłącznie o własną kieszeń, ale po to, by móc lepiej dbać o pacjentów – pisze doktor nauk medycznych.
Sytuacja polskiej służby zdrowia staje się absurdalna. Udowadnia to nie tylko nowy film Patryka Vegi „Botoks", ale i rzeczywistość, w której funkcjonują zarówno pacjenci, jak i lekarze. Jako członek tej grupy zawodowej nie muszę iść na „Botoks". Po pierwsze, nie będę się samobiczował w kinie, podczas gdy moje koleżanki i koledzy prowadzą głodówkę. Widząc lekarza gbura, lekarza łapówkarza i lekarza szowinistę, w tymże kinie obserwujemy tylko stereotypy. Ale hasła reklamowe „Botoksu" zainspirowały mnie, szczególnie w kontekście protestu medyków, aby zastanowić się nad nimi z perspektywy lekarza. Bo w medycynie, jak w kinie, wszystko się może zdarzyć. Po dwóch specjalizacjach i 15 latach praktyki w polskiej ochronie zdrowia na własnej skórze odczuwam to bardzo boleśnie.
Plakat reklamujący film „Botoks" z podpisem „Leczenie grozi śmiercią" mijam, jadąc codziennie o 6.30 do pracy. Dobrze, że moja córka, którą wcześniej zawożę do przedszkola, nie umie jeszcze czytać. Ale to hasło zmusza mnie do myślenia o lekarce, która nie zawiezie już swoich dzieci do szkoły i nie uśmiechnie się na zdjęciu z Mikołajem, które obiegło media w ubiegłym roku. Cztery doby z rzędu na dyżurze. Następnie śmierć w miejscu pracy. 44-letnia anestezjolog z Białogardu według słów ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła rzeczywiście miała wybór...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta