Patyk stał się wieżą
Juan Martín del Potro wracał do tenisa kilka razy. Wciąż jest jednym z tych, którzy mogą wygrać każdy turniej, także wielkoszlemowy. Czy zechce?
Byli tacy, którzy przysięgali, że sześcioletni Juan Martín del Potro pierwszy raz zobaczył korty tenisowe klubu Independiente de Tandil, idąc z domu na kolejny trening piłkarski. Zobaczył, wstąpił na ceglaną mączkę, pożyczył od kogoś rakietę i od razu znalazł swoje miejsce na ziemi.
Jego pierwszy trener Marcelo „El Negro" Gomez wyjaśnił, jak było naprawdę. – Przyprowadziła go matka, pani Patricia del Potro. Chłopak miał nadwyżki energii, piłka mu nie wystarczała, więc rodzicielka chciała, by miał jeszcze więcej zajęć sportowych – opowiadał.
Pani Patricia, z zawodu nauczycielka literatury, miała drugi powód, by posłać syna na korty. Chłopak z drewnianą paletką w ręku przez dwa lata obijał piłkami drzwi wejściowe do domu. Coś trzeba było z tym hałasem zrobić. Ciotka Nancy, siostra Patricii i matka chrzestna Juana Martína, zafundowała mu pierwszą rakietę, a gdy było trzeba, odprowadzała małego na korty.
Był też powód trzeci, najbardziej skrywany, bo bolał najbardziej. Państwo Del Potro mieli w 1993 r. tragiczny w skutkach wypadek samochodowy na lokalnej drodze koło miejscowości Loberia. Zginęła w nim najstarsza z trójki ich dzieci – córka Guadalupe. Juan Martín też był w aucie, nie miał wtedy jeszcze pięciu lat. O tym nieszczęściu długo nie mówił, dopiero kilka lat temu przyznał, że znak krzyża i palec w górę po zwycięskim meczu to gest dla...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
