Wiara i dziecko
Chyba ktoś umarł – takimi słowami zbudziło mnie sześcioletnie dziecko w wielkanocną niedzielę. No, może nie zbudziło, tylko raczej dobudziło, choć słońce jeszcze nie wzeszło.
Trudno było spać przy bliskich dźwiękach kościelnych dzwonów, a nawet armatnich wystrzałów. Pojechaliśmy całą rodziną spędzić Święta Wielkanocne w murach klasztoru zamienionego na miły hotel, gdzie zadbano o świąteczną atmosferę. Uroku temu miejscu dodawał fakt, że na terenie hotelu znajdował się bardzo stary, zakonny kościół, w którym odprawiano msze, wszyscy byliśmy zatem w odpowiednim klimacie. Do tego kościoła oczywiście docierali też okoliczni mieszkańcy, więc przy każdym święceniu pokarmów było pełno.
Nigdy jeszcze nie spędzałam świąt poza domem, więc pierwszy raz mogłam przeżyć je w okolicach niewielkiego miasta. Pierwszy raz nie znałam nikogo wśród parafian. Szli z różnych stron, radośnie rozmawiając z rodziną. Co mnie uderzyło, to jakby mniejsza odświętność ubrań, zwłaszcza u ludzi w średnim wieku. Codzienne kurtki...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)