Mity zastępują historię
Działacze PiS nie raz mówili, że Lech Kaczyński jako prezydent był poniewierany i opluwany. Ale to my, Porozumienie Centrum, zaczęliśmy opluwanie pierwszego demokratycznie wybranego prezydenta - mówi Antoni Tokarczuk, minister środowiska w rządzie Jerzego Buzka.
Plus Minus: Był pan jednym z ważnych ludzi Solidarności. Został pan wybrany do Komisji Krajowej, zasiadał przy Okrągłym Stole. Dlaczego w 1989 roku startował pan do Senatu, a nie do Sejmu, gdzie znaleźli się najważniejsi ludzie Solidarności?
Senat był bardziej kuszący, bo wybory do niego były w pełni demokratyczne. Poza tym był trudniejszy do zdobycia, trzeba było zebrać ponad 50 proc. głosów, żeby uzyskać mandat. Liczyły się nazwiska i osobiste dokonania, a ja byłem lokalnym liderem Solidarności. Jedyną konkurencją dla mnie mógł być w owym czasie Jan Rulewski. Ale ponieważ kwestionował Okrągły Stół i wybory do Sejmu kontraktowego, wadził się z Wałęsą, to siłą rzeczy jako kandydat do parlamentu zostawałem tylko ja.
Wy wtedy w Bydgoszczy mieliście taką lokalną wojenkę, przedsmak wojny na górze.
W pewnym sensie tak. Mieliśmy w Bydgoszczy dwa obozy solidarnościowe. Rulewski negował Okrągły Stół i legalność nowych władz związku. Chciał cały region podbuntować przeciwko reaktywowanej Solidarności i Lechowi Wałęsie. Ja się temu przeciwstawiłem i zacząłem budować konkurencyjne struktury Solidarności. To było dosyć dramatyczne. Na szczęście Rulewskiemu nie udało się doprowadzić do oderwania regionu od związku i wszystko dobrze się skończyło.
Co miało dla pana znaczenie w tamtym Senacie?
Największe dylematy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta