Jak nie ćpać i być sobą
Marcus Miller, słynny amerykański basista opowiada Pawłowi Szaniawskiemu o spotkaniach z Milesem Davisem i polskim muzykami oraz o koncertach w Polsce.
Rzeczpospolita: Jak zaczęła się pana współpraca z Milesem Davisem?
Marcus Miller: W 1981 roku Miles szykował się do powrotu na scenę po paru latach przerwy. Próbował montować młody zespół. Pomógł mu w tym saksofonista i to on polecił mnie jako basistę. Miles zadzwonił do mnie i zaprosił do legendarnego Columbia Studios, by nagrać materiał z jego nową ekipą. I tak Bill grał na saksofonie, Al Foster znowu na bębnach, Barry Finnerty na gitarze i Sammy Figueroa na perkusji. Nagrywaliśmy mniej więcej przez tydzień, a później mieliśmy trasę koncertową. Ostatecznie gitarzystą został Mike Stern, a perkusistą Mino Cinelu.
A jak określiłby pan rolę basisty w zespole?
Bas łączy bębny z pozostałymi instrumentami. To źródło harmonii i rytmu, spaja cały zespół.
I dlatego pan sięgnął po gitarę basową?
Mój kumpel dostał taką gitarę jako prezent gwiazdkowy. Pozwolił mi pograć, a ja zakochałem się w tym instrumencie. Grałem wcześniej na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta