Nazwijcie Solidarność neostalinistami
W małym mieście, jakim był Dzierżoniów, działacze PZPR z rosnącą frustracją obserwowali w 1989 r. rozpaczliwą amatorszczyznę kampanii wyborczej własnej partii. Skala porażki 4 czerwca nawet ich jednak zaskoczyła. Miejscowa Służba Bezpieczeństwa znacznie lepiej od nich wiedziała, co się szykuje.
Wiosną i latem 1988 r. przez Polskę przetoczyła się fala strajków. Po latach kryzysu gospodarczego ludność była u kresu wytrzymałości, a każda plotka dotycząca podwyżki cen wywoływała panikę. W lutym władze podniosły ceny żywności, alkoholu i papierosów o 40 proc., a benzyny nawet o 60 proc. Podrożały też bilety komunikacji miejskiej i wzrosły czynsze. Wskaźnik optymizmu spadł w kraju do rekordowo niskiego poziomu – tylko 13 proc. ankietowanych sądziło, że sprawy zmierzają w dobrym kierunku.
Tego, że sytuacja musi się zmienić, nie dało się nie zauważyć, nawet będąc członkiem instytucji tak skostniałej jak Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Partyjne szeregi się rozdyskutowały, a krytyce poddawano m.in. sposób praktykowania zapisanej w konstytucji „przywódczej roli" PZPR.
W październiku 1988 r. na jednej z partyjnych konferencji sekretarz komitetu zakładowego w Zakładach Radiowych Diora w Dzierżoniowie Janusz Mirek pozwolił sobie na taką wypowiedź: „Partia jest centralnym punktem, z którego nakręca się zadania, realizuje się je i kontroluje – tak być nie może. Rola partii to przywództwo intelektualne, winna ograniczyć się tylko do inspiracji i analizowania wszystkich poruszonych mechanizmów na wszystkich szczeblach i to by wystarczyło, nie powinna wchodzić w szczegóły".
Inny z dyskutantów mówił: „Łatwiej żyło nam się w latach,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta