Sapek idzie w całości
Później mówiono, że człowiek ten nadszedł w Waplewie. Szedł pieszo, krętą drogą w stronę ośrodka wojskowego. Było późne listopadowe popołudnie i uczestnicy konwentu zaczynali się już zjeżdżać. Człowiek ten miał na sobie marynarkę i koszulę. Zwracał uwagę.
Wysiedliśmy razem z tym gościem, nie znałem go, ale szliśmy razem drogą prowadzącą do ośrodka, w którym był Polcon. Gadamy, ale się sobie nie przedstawiliśmy. Dochodzimy wreszcie do drzwi wejściowych, a tam już czekał Sedeńko i nas sobie przedstawia: Sapkowski, Jabłoński – tak Mirosław P. Jabłoński, pisarz i tłumacz, weteran fandomu, wspomina pierwsze spotkanie z Andrzejem Sapkowskim, z którym przy tej okazji przyszło mu dzielić pokój. – To był ten sam konwent, na którym Jęczmyk rzucił Sapkowskim w krzaki.
– Co takiego? – wykrzykuję. Jedziemy busem zastępczym PKP na festiwal w Mierkach pod Olsztynkiem, w sumie bardzo blisko Waplewa, toteż rozmowa automatycznie schodzi na ów legendarny konwent z 1990 roku.
– No, Jęczmyk pokazywał mu jakieś chwyty judo i Sapek poleciał w krzaki, że aż okulary zgubił.
Tej anegdoty jeszcze nie słyszałem. Relacjonuję Jabłońskiemu inną, której różne wersje można wyczytać w wielu źródłach, ale niedawno usłyszałem ją bezpośrednio od Marka Oramusa:
– Sapkowski pracował w branży handlowej, a tu na Polconie trafił na kompletnie zwichrowane towarzystwo – wspominał Oramus. – Spanie na podłodze, alkohol: i na to wszystko zjawia się nagle taki wymuskany facet w garniturku i zaczyna się wymądrzać. Więc ja go próbowałem usadzić i mówię: „A pan coś czytał z fantastyki?". Na to on się strasznie obruszył i zaczął...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta