Kłębowisko ambicji, sympatii i antypatii
Dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Radosław Śmigulski opowiada Barbarze Hollender, jak powinien funkcjonować rynek filmowy, o wielkiej amerykańskiej produkcji za 155 milionów złotych, której bohaterem ma być Witold Pilecki, i o niezależności twórców.
Plus Minus: Jak pan ocenia dziś polskie kino?
Przekładając na sytuację w piłce nożnej: chciałbym, żeby sukcesy Roberta Lewandowskiego nie usprawiedliwiały poziomu ekstraklasy.
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Mam wrażenie, że nasze kino szybuje wysoko. Jest różnorodne, zbiera nagrody na ważnych, zagranicznych festiwalach, a w ostatnim roku do kin przyciągnęło 20 mln widzów.
Wszystko prawda. Tylko, że jeśli odejmiemy od tych 20 mln wyniki tytułów Patryka Vegi, komedii romantycznych i jednego filmu Wojciecha Smarzowskiego „Kler", już tak dobrze nie będzie. Kino wielu pokoleń – zgoda. Ale nagrody na najważniejszych festiwalach zawdzięczamy niewielkiej liczbie artystów: Pawłowi Pawlikowskiemu, Gośce Szumowskiej, Agnieszce Smoczyńskiej, ostatnio Janowi Komasie. Oczywiście Agnieszce Holland, ale ona od lat jest klasą światową. Porównuję ich do Lewandowskiego, bo odnoszą sukcesy ponad miarę.
Co to znaczy: ponad miarę?
Nie mówię o jakości artystycznej polskiego kina, lecz o jego jakości organizacyjnej. O przygotowaniu produkcji, promocji, dystrybucji. Nie mamy tradycji pracy nad rozwojem scenariusza, brakuje nam systemu ubezpieczania, finansowania i audytu produkcji, bez czego nie działają producenci zachodni, nie ma dobrej promocji, pressbooków, pakietowania filmów. Nie ma wielkich...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta