Inwestowanie w energetykę nuklearną to strata czasu i pieniędzy
Schyłek atomu zaczął się już kilkadziesiąt lat temu – przekonuje Mycle Schneider, ekspert ds. energetyki jądrowej. Przesądziły o tym nie tyle katastrofalne w skutkach awarie, ile brak opłacalności takich inwestycji.
Wygląda na to, że świat odwraca się od atomu.
MYCLE SCHNEIDER: Swoisty schyłek zaczął się już dawno temu. Gdy spojrzy się na historyczne wskaźniki – np. liczbę rozpoczynanych budów elektrowni nuklearnych każdego roku – to apogeum miało miejsce w 1976 r. Wtedy rozpoczęto najwięcej projektów: 44 jednostki. Dla porównania – w 2019 r. rozpoczęto pięć takich projektów. Możemy też spojrzeć na liczbę reaktorów będących w trakcie budowy w danym roku: tu rekordowy był 1979 r. – 234 reaktory.
Czyli ten proces zaczął się na długo przed Czarnobylem?
Ba, nawet przed awarią Three Mile Island (wypadek w elektrowni nuklearnej w Pensylwanii w marcu 1979 r.). Przed początkiem XXI w. ostatnie zamówienie w USA, którego nie anulowano, datuje się na 1973 r. W USA anulowano z czasem ponad połowę zamówień na instalacje nuklearne. Z 234 reaktorów będących w trakcie budowy w 1979 r. anulowano 48.
Skoro zaczęło się to wcześniej, przed katastrofami, to z jakiej przyczyny?
Najważniejszą była opłacalność takich inwestycji. I tu przesądziły USA: tam funkcjonuje prywatny rynek, często małych firm o niewielkich możliwościach kapitałowych. I jeśli mamy firmę wartą miliard, która porywa się na projekt warty 2 mld, a ostatecznie płaci rachunek rzędu 4 mld – to się musi skończyć bankructwem....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta