Mitologia inwestycji publicznych
Rafał Trzeciakowski
Kraje bogate bogactwem obywateli stwarzają im stabilne warunki działania, dzięki czemu rozwijają się przez dekady. Tymczasowe wzmożenia inwestycji publicznych prawie zawsze kończyły się „twardym lądowaniem".
Ekonomia w świecie anglosaskim od XIX wieku jest nazywana „ponurą nauką", bo widzi świat nie przez pryzmat postulatów moralnych, ale kompromisów pomiędzy kosztami i korzyściami różnych rozwiązań. Zasoby zawsze są ograniczone, więc trzeba wybierać. Prosperują zwykle kraje, które nauczyły się, że „budżet nie jest z gumy" i dla finansowania rozwojowych wydatków konieczne są kompromisy.
Jednak wobec utrzymujących się od dekady na świecie niskich kosztów zadłużania część ekonomistów zaczyna tę logikę lekceważyć. Skoro dług jest dzisiaj tani, to po co wybierać pomiędzy konkurującymi wydatkami? Marcin Piątkowski w artykule opublikowanym przez „Rzeczpospolitą" 13 października („Czas na drugą Gdynię") argumentuje, że finansowane rosnącym zadłużeniem podniesienie inwestycji publicznych z 5 proc. do 10 proc. PKB przyspieszyłoby wyjście gospodarki z kryzysu pandemii Covid-19, a w dłuższej perspektywie doganianie poziomu życia Zachodu.
Podobnych skoków rozwojowych, również za sprawą rekomendacji ekspertów organizacji międzynarodowych, próbowało wiele krajów rozwijających, ale trudno...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta