Dług publiczny: piekła nie ma?
Życie w przeświadczeniu, że każdy poziom wydatków publicznych można sfinansować bez żadnych negatywnych skutków, jest niebezpiecznym złudzeniem, a powrót do rzeczywistości może być bardzo bolesny.
Krzywa zachorowań na Covid-19 wywołuje uzasadnione obawy o stan gospodarki. Działania mające ograniczyć transmisję wirusa muszą się odbić na aktywności gospodarczej, co źle wróży na przyszłość. Może jednak nie ma się czego bać? Mimo recesji w II kwartale, kiedy PKB spadł o 8,2 proc. r./r., w gospodarce realnej „tragedii nie było": bezrobocie niemal nie wzrosło, poziom płac wzrósł, zatrudnienie praktycznie jest na stałym poziomie. Konsumpcja spadła o 11,1 proc., ale nie wynikało to ze spadku dochodów gospodarstw domowych, ale raczej z braku możliwości robienia zakupów, chodzenia do kin i teatrów czy podróżowania. Sytuacja firm wręcz się poprawiła, co widać w ich rosnących depozytach bankowych.
Taka kombinacja zjawisk była możliwa tylko dzięki temu, że hojnie wsparliśmy gospodarkę ze środków publicznych w ramach tarcz antykryzysowych. Zostały one sfinansowane rekordowym przyrostem długu publicznego. Bez dyskusji naruszyliśmy dwa dogmaty: przekroczony został konstytucyjny limit długu publicznego równy 3/5 PKB (formalnie dług jest poniżej limitu, bo fundusze pomocowe klasyfikowane są poza sektorem finansów publicznych). NBP zaczął intensywnie skupować obligacje, czyli faktycznie finansować dług państwa poprzez emisję („drukowanie") pieniądza.
Mimo tych działań, które kilka lat temu wywołałyby oburzenie większości...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta