Jutro może być metr więcej
Na dworcu autobusowym w Płocku na szkielecie metalowego stelaża pod reklamę ktoś wysprejował na niebiesko: „Idę na Wisłę". Ja sprawdzam, czy Wisła idzie na ludzi.
Z głównej drogi skręca się w prawo, schodzi nieco w dół ulicą wyłożoną betonowymi płytami. Przez 300–400 kroków wydaje się, że to mały koniec świata. Dopiero za zakrętem majaczy cywilizacja: rudy kot w podwórku, coraz gęstsze zabudowania, trzy samochody sunące ostrożnie po nierównej nawierzchni i płytkich kałużach. Poza ich kierowcami – i jednym od niechcenia ujadającym psem – przez dłuższą chwilę żywej duszy.
Z jednego z domów wyłania się mężczyzna w średnim wieku (nazwijmy go Krzysztof, bo w ferworze krótkiej rozmowy nie zdążyliśmy się sobie przedstawić). Gdy idzie odpalić samochód, zagaduję go o sytuację powodziową. – Zobaczymy, jak zator rozbiją i jak z gór woda przyjdzie. Jak przyjdzie albo nie rozbiją na czas, to ciężko ogarnąć, co tu może się stać.
Gawędzimy jeszcze przez chwilę, podwórkiem już zmierza do nas kobieta. To jego siostra, mieszkają tu z matką od lat 80., właśnie wybierają się na zakupy. Krzysztof mówi, że im cieplej, tym gorzej. – W górach jest po 8–10 stopni, jak tam woda stopnieje, to zaraz tu przyjdzie – zauważa.
Na co dzień stara się jednak o tym nie myśleć: – Im mniej się wie, tym spokojniej się śpi. To są takie siły, że co mi z tego, jak będę cały czas siedział w internecie czy telewizji i przez okno patrzył. Co ma być, to będzie.
Jest południe, słońce mocno przygrzewa, czuć wiosnę, co ludzi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta