Strach jako afrodyzjak, czyli PiS o demografii
Pamiętacie państwo przełom lat 70. i 80.? Zwłaszcza początek lat 80. to epoka wyżu demograficznego. Sprawę załatwił osobiście generał Jaruzelski. Stan wojenny, bo do niego się odnoszę, zamknął ludzi w domach i napełnił takim przerażeniem i beznadzieją, że nie pozostawało im nic innego, tylko oddać się czynnościom na rzecz podnoszenia krzywej demograficznej. W sumie niespecjalnie mieli ku temu warunki. Większość Polaków wegetowało w wielopokoleniowych mieszkankach w domach z wielkiej płyty.
Na wsiach nie było lepiej. Ówczesna, naznaczona piętnem budowlanej samowolki, wioskowa architektura dawała schronienie pradziadom, dziadkom, rodzicom i dzieciom. Jeśli dodać do tego jeszcze kotka i pieska, a może i świnkę, zatłoczenie na metr kwadratowy przebijało normy znane dziś choćby z Hongkongu. Nie było więc łatwo. A jednak heroicznie przystępowaliśmy do pracy. Trzeba było permanentnie oszczędzać światło. Do roboty jeździło się zatłoczonymi autobusami albo tramwajem. W sklepach w nadmiarze występował wyłącznie ocet, a wszystko pozostałe było na kartki. A jednak, przy tak niesprzyjających, rzec można skrajnie nieromantycznych, warunkach Polacy zbliżali się do siebie, i to skutecznie, częściej niż później, kiedy weszliśmy w stan permanentnej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta