O życiu, piciu i umieraniu
Jerzy Pilch urodził się w Wiśle, a kibicował Cracovii. Był moim kompanem w procesie starzenia się. Ja chorowałem i on także, chociaż okazało się, że on bardziej.
Kontakty z Jerzym Pilchem, same w sobie bardzo miłe, prowadziły do smutnych wniosków. Mimo że obydwaj żyliśmy z pisania, to on umiał pisać. To tak jak z Deyną, którego Jurek cenił. Wszyscy polscy piłkarze ćwiczyli rzuty wolne, ale tylko Kazik strzelał tak, że bramkarz nie wiedział, kiedy i jak piłka wpadała do siatki. Z pisaniem Pilcha było tak samo. Z tysięcy ludzi pióra, którym wydawało się, że potrafią się nim posługiwać, tylko niewielu umiało to robić naprawdę.
Byłem przy nim niczym Szmul przy Samuelu Goldenbergu z „Obrazków z wystawy". Mogłem ledwie zapiskać między jego zdaniami, potężnymi jak „Wielka brama kijowska". Nie patrzył na mnie z góry, ale ja, rozmawiając z nim, zadzierałem głowę. Niestety, nie z powodu różnicy wzrostu.
Każdy wywiad z Jerzym przeprowadzany dla „Rzeczpospolitej" kończyłem stwierdzeniem:
– To ja ci to wyślę do autoryzacji.
– Nie musisz, ale wyślij, bo może coś jeszcze mi się przypomni – odpowiadał, też zawsze tak samo.
Nim wysłałem, starałem się wszystko dopieścić. Fajny wywiad zrobiłem – myślałem sobie. Po czym on odsyłał tekst, którego nie poznawałem. Niby to, co powiedział, a ja napisałem, ale jednak inaczej. Jedno dodane słowo, inny szyk zdania, przecinek zmieniały wszystko. Z mojego wypracowania robiła się Pilchowa literatura.
* * *
Janusz Olejniczak zwrócił...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta