Złudny miraż spłaszczenia
Mniejszy Sąd Najwyższy oznacza możliwość wyselekcjonowania osób, które na pewno „nie zawiodą"
Czytając o najnowszych pomysłach Ministerstwa Sprawiedliwości, przeżyłem deja vu. Pamiętałem, jak w 2015 r. ówczesny i nadal urzędujący szef resortu (Zbigniew Ziobro) do spółki ze świeżo skaptowanym członkiem dawnego zarządu Iustitii (Łukaszem Piebiakiem) zapowiadali zmiany w sądownictwie. Roztaczana wtedy świetlana wizja zapowiadała zmniejszenie stanowisk funkcyjnych, zwiększenie liczby orzekających i ogólnie uważniejsze wsłuchanie się w potrzeby sędziów najniższego szczebla.
Prędko się okazało, że okres wzmożonego obciążenia osób funkcyjnych był tylko przejściowym – do chwili odwołania starych kadr i powołania faksem nowych, bardziej przychylnych ministrowi i „dobrej zmianie" w sądach. Nagle znów pojawiły się podziały czynności sięgające nawet ledwie 10 proc. normalnego wpływu, systematycznie rosła liczba funkcji związanych z dodatkami i zmniejszonym obciążeniem. Liczba sędziów w Ministerstwie Sprawiedliwości bynajmniej nie zmalała.
Sporo osób wiązanych z Łukaszem Piebiakiem delegowano do pełnienia czynności administracyjnych w MS, KSSiP, KRS czy IWS (w tym ostatnim Łukasz Piebiak jest bodaj do chwili obecnej). W Sądzie Najwyższym dwie nowe izby są od początku strukturalnie przeetatyzowane – patrząc na proporcje wymiaru ich zadań do rosnącej w nich liczby etatów sędziowskich (co nie dziwi, skoro od początku chodziło o personalne zdominowanie sądu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta