Mirosław Hermaszewski: Wszyscy czekają na pierwszy lot na Marsa
To, co robi np. Jeff Bezos, nie ma nic wspólnego z lotem w kosmos – on po prostu wsadził do swojej kapsuły siebie i trzy inne osoby. Cała czwórka siedziała jak myszy, a wszystko zrobił za nich automat. Zostali wyniesieni do góry i spadli na ziemię – 10 minut lotu za ciężkie miliony dolarów - mówi Gen. bryg. Mirosław Hermaszewski, lotnik i kosmonauta.
Rz: Był pan pierwszym człowiekiem, który poleciał w Polsce w kosmos. Minęło przeszło 40 lat i ciągle jest pan tym jedynym Polakiem w kosmosie.
Los mi niesamowicie sprzyjał. Pochodzę z rodziny wielodzietnej, byłem siódmym najmłodszym dzieckiem wychowywanym przez samotną matkę. Mojego ojca zamordowali Ukraińcy na Wołyniu. Mama musiała pracować ponad siły, żeby nas wychować – trzech chłopaków i cztery dziewczyny. Pamiętam, że była ciągle przepracowana, ale nigdy nie okazywała zmęczenia i potrafiła znaleźć czas dla dzieci. W rodzinie byłem siódmy, a w kosmosie byłem jedynakiem i do dzisiaj tak jest.
Jak się zaczęła pana przygoda z kosmosem?
Ten kosmos spadł na mnie niespodziewanie. Byłem już wtedy ukształtowanym człowiekiem, służyłem w lotnictwie, zjeździłem całą Polskę, aż w końcu przeniesiono mnie do Wrocławia. Pełniłem ważną funkcję w armii, byłem majorem, dowódcą pułku lotniczego, pomyślałem: będzie stabilizacja. Ta stabilizacja trwała rok czy półtora, po czym dostałem tajny telegram, żeby wytypować kilkunastu dobrych, zdrowych, perspektywicznych lotników, którzy zostaną przeszkoleni na nowy sprzęt. O tym nowym sprzęcie mówiono niemalże szeptem.
A co mówiono?
Że lata bardzo szybko, bardzo daleko i bardzo wysoko. Takich świetnych lotników to ja miałem wielu w swoim...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta