Tadeusz Łysiak: „Sukienka” jest jak Adam Małysz
To ciekawe, że w tym naszym polskim zamieszaniu, w którym każdy musi się gdzieś zaszufladkować, stanąć po jednej bądź drugiej stronie, „Sukienka" podoba się i jednym, i drugim. Bardzo mi się to podoba – mówi Tadeusz Łysiak, reżyser.
Plus Minus: Zrobiłem świetny film, który zgarnął 20 nagród na różnych festiwalach, to nic dziwnego, że dostał teraz nominację do Oscara – pomyślał sobie pewnie Tadeusz Łysiak, gdy cała Polska podniecała się wieściami z Hollywood. Tak było?
Już się przestraszyłem, że naprawdę gdzieś tak powiedziałem (śmiech). Nie, absolutnie. Po pierwsze, nie zrobiłem, tylko zrobiliśmy – i to mówię bez kokieterii. Ten film jest wynikiem równej pracy wielu ludzi: operatora Konrada Blocha, montażysty Mariusza Gosa, kierowniczki produkcji Moniki Ossowskiej. A to tylko sam trzon ekipy, bo są jeszcze aktorzy i cała reszta.
Czyli młody i skromny.
Filmu naprawdę nie da się zrobić w pojedynkę. Wszystkim dałem bardzo dużą wolność artystyczną, każdy się mocno angażował, proponował różne rozwiązania artystyczne, a ja po prostu pilnowałem, by to wszystko łączyło się w spójną opowieść.
Zawsze mnie to intryguje, jak twórcy się tak krygują. Może jeszcze do ciebie to w pełni nie dotarło, ale napisałeś scenariusz i wyreżyserowałeś film, który dostał nominację do Oscara.
To pewnie zależy od człowieka, bo każdy ma inną etykę pracy, ale mnie akurat inspiruje to, co powtarzał Andrzej Wajda – że na planie filmowym należy słuchać wszystkich, i to dosłownie wszystkich, łącznie z kierowcami i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
