Groza wojny nie mieści się w metaforze
Realny świat okazał się gorszy niż ten, w który wierzyłem.
Pisałem tu już o N, dziewczynie z Mariupola, która trafiła do Warszawy z trójką synów na początku wojny. To był koniec lutego czy marzec, w sumie precyzyjna data niewiele tu wnosi. Uciekała przed bombami, mąż został nad Morzem Azowskim, by z bronią w ręku walczyć o swoje miasto i ojczyznę. Kiedy Rosjanie zajęli centrum, trafił do schronów Azowstalu. Nie mam wiedzy, czy był żołnierzem pułku Azow, czy tylko jednym z obrońców fabryki, którzy rekrutowali się z innych formacji, samoobrony lub policji. Znów, w tej historii, nie to się liczy.
N trafiła na dobrych ludzi. Szybko zaczęła pracować; znajomi Polacy pomogli jej znaleźć mieszkanie, pracę. Jako kwalifikowana fizjoterapeutka rozpoczęła zabiegi. Rekrutowaliśmy jej klientów przez Facebooka i w drodze relacji prywatnych. Zawsze uśmiechnięta, zaangażowana, z cieniem tylko bólu na twarzy. Zagadywałem kilka razy po...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)